Nie ma co do tego wątpliwości, że piękne miejsca sprzyjają pięknym przeżyciom. Otwarta 30 kwietnia wystawa „Sculpture”, prezentująca rzeźby i fotografie z archiwum Marthy Mulawy oraz rzeźby i szkice rysunkowe Igora Mitoraja, jest niepowtarzalną okazją odwiedzenia jedynego w swoim rodzaju Muzeum Magicznego Realizmu Ochorowiczówka w Wiśle.
Ta wyjątkowa inicjatywa, umiejscowiona w dawnej willi Juliana Ochorowicza, naukowca, wynalazcy, literata i psychologa, prezentuje w ramach stałej ekspozycji dzieła tak wybitnych twórców, jak Salvador Dali, Zdzisław Beksiński, Rafał Olbiński, Tomasz Sętowski, Jarosław Jaśnikowski, Jakub Różalski, Marcin Kołpanowicz, Jacek Szynkarczuk czy Artur Kolba. Prężnie działająca instytucja do tej pory zgromadziła liczącą ponad 300 eksponatów kolekcję sztuki, nawiązującej do szeroko pojmowanej spuścizny surrealizmu. Organizowane tutaj wystawy czasowe (m.in. malarstwo Leona Tarasewicza czy Edwarda Dwurnika) to kolejny punkt programowej strony Muzeum, z której jego kustosz, dr Sebastian Chachołek, zasłużenie powinien być dumny, bo zasadniczo wzbogacają kulturalną ofertę zarówno Wisły, jak i całego Śląska.
Starannie odnowione, zabytkowe wnętrza Muzeum do końca maja zdominowane są przez rzeźbę – dziedzinę sztuki, w której Igor Mitoraj jest jednym z największych ambasadorów polskości, a Martha Mulawa od kilku lat podziela tę pasję, osiągając coraz bardziej spektakularne efekty. Wystarczy podkreślić, że nigdy dotychczas nie udało się zgromadzić w jednym miejscu tak wielu rzeźb krakowskiej artystki, a współgrająca z nimi skromna, ale ciekawa i pouczająca część, prezentująca dokonania rzeźbiarza dzielącego twórczą aktywność pomiędzy Pietrasanta a Aix-en-Provence świetnie uzupełnia kuratorską koncepcję całości.
Punktem wyjścia obojga artystów jest człowiek. O ile w twórczości Mitoraja dominującym elementem odniesienia wydaje się kultura (zwłaszcza antyczna), to u Marthy Mulawy za każdym razem czytelna jest natura jako zasadnicze źródło inspiracji. Witające zwiedzających przed wejściem do Muzeum maski, spoglądające na widza z rozdwojonej brzozy, to zaledwie namiastka obiecującej interakcji. Są one też świadectwem początków rzeźbiarskiej artystycznej drogi, która naznaczona jest powtarzalnymi odlewami wyidealizowanej twarzy, urozmaiconej różnymi fakturami, dekorami czy pomarszczoną draperią – to świadome nawiązanie do ikonografii Mitoraja. Jak trafnie zauważa największy znawca nowoczesnej rzeźby klasycyzującej, prof. Lechosław Lameński: „Ulubionym i trzeba przyznać bardzo efektownym zabiegiem formalnym stosowanym przez Igora Mitoraja jest także »owijanie« fragmentów ciała ludzkiego – przede wszystkim głów – czymś przypominającym bandaż, śmiertelny całun, pod którego pojedynczymi lub gęstymi zwojami możemy się jedynie domyślać poszczególnych kształtów. Ten sposób wydobywania – zarówno z bloku marmuru, jak i z brązu – kolejnych detali anatomicznych, tworzących w przestrzeni bryłę głowy ludzkiej, świadczy nie tylko o mistrzostwie, wielkiej dojrzałości warsztatowej artysty, ale wskazuje również jednoznacznie na jego fascynacje pierwowzorem, jakim był tzw. styl mokrych szat w rzeźbie antycznej.”
Portfolio Marthy zawiera dużo fotografii, dokumentujących pojawianie się podobnych masek lub wybranych detali anatomicznych (np. oko czy usta) na żywych drzewach, w parkach, w pobliżu zabytków, czy też na plaży. Czasem można w nich doszukiwać się leśnych duchów, swoistych personifikacji sił przyrody. Świetnym przykładem takiego połączenia fascynującej formy naturalnego drewna z detalami ludzkimi jest wieloznaczne Piękno ciszy, gdzie wypalone wnętrze pnia kasztanowca z wnęką mieszczącą wymowny odlew ust daje złudzenie obcowania z mistyką i niedopowiedzeniem.
Jako emanacja natury występuje też pierwszy w dorobku artystki odlew ze szlachetnego brązu – Ikar. Podstawą jego zaskakującej formy jest odnaleziony podczas spaceru korzeń i fragment pnia obumarłego drzewa. Utrwalony i uzupełniony o detale, takie jak ludzka twarz czy półprzeźroczyste skrzydła, to mityczny bohater uchwycony w momencie ekstatycznego zachwytu lotem, wznoszeniem się ponad przeciętność, podążający za marzeniami o oderwaniu się od ziemi, albo ściślej – od przyziemności.
Ten głęboko ludzki kontekst zawsze da się odczytać w prezentowanych na wystawie brązach Igora Mitoraja. Udanie reprezentują one powszechnie rozpoznawalny styl artysty, którego podstawowe wyznaczniki to prostota, szlachetność przekazu, zwłaszcza w nagich aktach męskich oraz ogólnie piękno ciała ludzkiego – idealnie wymodelowane i proporcjonalne. Ukształtowane w szlachetnych materiałach torsy, krągłe uda czy smukłe ramiona, zza których wystają czasami zaskakująco anielskie skrzydła, bywają z reguły przełamane drobnymi niedoskonałościami. Bohaterami swoich rzeźb figuralnych artysta uczynił antycznych bogów i herosów, stojących w lekkim kontrapoście, niekiedy są oni jednak pozbawieni rąk i głów, figury są pocięte lub przedziurawione, czasem brakuje im oczu, czoła, nosów, bywają przewrócone na bok. To programowe naruszanie doskonałości ma nam przedstawianą postać niewątpliwie przybliżyć, uczynić bardziej ludzką, nadając jednocześnie wieloznacznego dramatyzmu. Obecne na wystawie Asklepios i Helios są wykadrowanymi torsami, gdzie na niedużej, starannie patynowanej powierzchni, możemy dostrzec charakterystyczne skazy czy też okienka z detalami zaburzającymi idealną fakturę. Można w nich odczytać zarys serca, także jakby nie do końca zdrowego i silnego. Za to w rzeźbie Perseusz mamy fragment dolnej partii twarzy z ustami, które Mitoraj kształtuje z właściwą sobie perfekcją, emanującą i zachwycającą zmysłowością i uczuciowością.
Wspomniane wyżej serce występuje też jako element obecnej na wystawie pracy Marthy Mulawy pt. Core. Ekspresyjna w swej formie rzeźba ma oczywiste korzenie w naturze. Jest niczym innym, jak odnalezionym gdzieś w plenerze dużym fragmentem obumarłego, ale jeszcze zwartego i solidnego konara, który według autorki aż się prosił o uzupełnienie brakującego „skrzydła” za pomocą plastycznej masy polimerowej, co niewątpliwie wzbogaciło wizualnie naturalnie skomplikowaną bryłę instalacji. Na podobnej zasadzie skonstruowany jest też Kronikarz, gdzie dodanie czytelnego fragmentu zarysów twarzy nadało bogatemu fakturowo strzępowi drewna zupełnie nowego kontekstu, równie niejednoznacznego, co w przypadku większości dzieł z nurtu magicznego realizmu. Jeszcze bardziej efektowne, bo naznaczone trwałą degradacją i wynikającą z korozji destrukcją są dwie inne rzeźby Marthy: Fabulosus i Incitatus. Ten pierwszy, upowszechniony dzięki materiałom promującym wystawę, ma swój wyjściowy status jako duży fragment chropowatego w strukturze pnia drzewa, którego dalszy rozpad został powstrzymany środkami utrwalającymi, a dodanie subtelnego profilu męskiego pozwoliło na wyobrażenie całości jako mocno przetworzonej głowy, której forma tak do końca oczywista nie jest. Dużo bardziej jednoznaczny wydaje się Incitatus, sugerujący samym swoim tytułem nawiązania do jakże często wykorzystywanej w sztuce efektownej bryły, jaką stanowi końska głowa. Tu też artystce wystarczyło mocno zniszczony kawałek drewna uzupełnić o chrapy czy oko, aby całość odpowiednio wyeksponowana dała się odczytać jako głowa apokaliptycznego zwierzęcia, które poprzez swoją niemal ażurową fakturę wydaje się pochodzić raczej z innego, nie naszego świata.
Ta łatwość, z jaką Martha Mulawa dostrzega wokół siebie materiał na potencjalne dzieła sztuki świadczy niewątpliwie o przebogatej wyobraźni artystki, wyczulonej na występujące w przyrodzie formy, gdzie wszystko dodatkowo nasycone jest przepływającym pięknem, dostrzeganym nawet w brzydocie nadgryzionego przez rozpad czy korniki drewna. Pewne wyobrażenie na ten temat dają nam umieszczone na wystawie wielkoformatowe zdjęcia z pracowni artystki, plenerowych ekspozycji rzeźb czy momentów eksplorowania otoczenia w poszukiwaniu kolejnych źródeł inspiracji. Dokumentacja ta pozwala nam też odczuć, jak wielką cierpliwością i pracą uzupełniony jest talent artystki, dzięki któremu możemy sycić oczy i wyobraźnię unikalnymi artefaktami.
Podobnie warto spojrzeć na kilka szkiców koncepcyjnych Igora Mitoraja, zawieszonych na ścianie nad odlewami z brązu. Zwłaszcza rysunkowy akt męski, ujęty w czymś na kształt planu amerykańskiego, pozwala nam wczuć się w emocje twórcy, oddane z perfekcyjną sprawnością za pomocą spontanicznych kresek, zarysowujących tak bliskie artyście kształty. Przebogaty dorobek Mitoraja, powszechnie eksponowany na całym świecie, spycha na dalszy plan możliwość podziwiania właśnie takich drobiazgów. Tym większa chwała dla organizatorów wystawy, że umożliwili nam w kameralny sposób obcowanie z wielkością w tak subtelnej formie.
Zwiedzając najnowszą wystawę rzeźby oraz resztę stałej ekspozycji w Ochorowiczówce towarzyszy nam nieodmiennie poczucie obcowania z czymś wzniosłym, choć nie do końca nazwanym. Może właśnie na tym polega wielkość tak niejednoznacznego i niedookreślonego nurtu malarstwa mistycznego czy też szerzej realizmu magicznego. Pośród oczywistych figur, przedmiotów i sztafaży, które wypełniają ekspozycję, z łatwością dostrzegamy wątki jak najbardziej zrozumiałe, w końcu nie mamy tu do czynienia ze sztuką abstrakcyjną. Ale ich kreatywne zestawienia, czy to w obrazie, grafice czy rzeźbie radykalnie podnosi i indywidualizuje potencjał interpretacyjny tych dzieł. Słowem szczególnie istotnym w odbiorze oferty Muzeum Magicznego Realizmu wydaje się jednak synergia. W tym przypadku zwielokrotniona poprzez przekraczające świadomość oddziaływanie specyfiki klimatu tego kawałka Wisły, oryginalną osobowość patrona, rozmach poparty kompetencją inicjatorów i opiekunów Muzeum oraz niewątpliwie wyjątkowość dzieła Igora Mitoraja i Marthy Mulawy. Warto podkreślić, że znaczna część tych prac zasili stałą ekspozycję Ochorowiczówki.
To ogromna satysfakcja mieć do czynienia z wytworami artystów, którzy odnaleźli swoją drogę i konsekwentnie nią podążają. I chociaż dzieło życia Mitoraja znalazło swój finał kilka lat temu, zamknięte śmiercią twórcy, to nadzieja związana z tym, co jeszcze w tej dziedzinie może osiągnąć wrażliwość, poparta wyobraźnią i pracowitością Marthy Mulawy, pozwala nam liczyć na wiele wzniosłych doznań estetycznych w przyszłości.
Arkadiusz Woźniak